Sthayjin 47
3 posters
Strona 1 z 1
Sthayjin 47
Budynek stoi gdzieś na samym skraju dzielnicy mieszkalnej Vitrum, idąc do niego z centrum należy więc przejść przez cały labirynt ulic. A i wtedy nie ukaże się całkowicie byle przechodniowi. Metalowe, ażurowe ogrodzenie ma dwa metry wysokości i w całości zostało już obrośnięte gęstym pnączem, którego młodsze pędy pałętają się nieraz po chodniku. Bramka skrzypi trochę, gdy ją otwierać. Tuż za nią ukazuje się ogród. Trawnik zdawał się nieco zapuszczony, skutecznie maskując pułapki na niedźwiedzie oraz wnyki, które rozłożone oczekiwały nieproszonych gości.
Tu i ówdzie rośnie jakieś drzewo; wszystkie to wierzby lub sosny, których pnie otaczają dookoła krzewy dzikiej róży, co wnosi do ogrodu swego rodzaju klimat. Gdzieniegdzie można napotkać kwieciste krzewy. Kamienna dróżka, nieznacznie obrośnięta mchem, prowadziła wprost na ganek wykonany z drzewa sandałowego, racząc nozdrza przyjemnym zapachem.
Dom wyglądał na stary, chociaż był w idealnym stanie. Ściany z ładnego, szarego kamienia w różnych miejscach obrośnięte są bluszczem, dach natomiast pokrywa ciemna dachówka. Masywne, dębowe drzwi z kołatką w kształcie lwiej paszczy i witrażem nieco wyżej (drugie drzwi miały swoje miejsce z tyłu domu, jednakże te nie posiadały kołatki, a niewielki witraż wielkości dłoni, w kształcie róży). Solidne okna ze zdobioną framugą.
Parter:
Wchodząc głównym wejściem w pierwszej chwili dostrzeżemy krótki przedpokój, gdzie stała szafka, a w rogu krzesło - na ścianie, nad komodą podczepione były wieszaki.
Cedrowa podłoga o brunatnym odcieniu zdawała się dominować w całym domu.
Wychodząc z przedpokoju po lewej stronie dało się dostrzec kuchnie połączoną z jadalnią, zaś po prawej wejście do salonu.
Kuchnio-jadalnia:
Komplet mebli o jednolitym odcieniu, mieszczący w sobie wszelki potrzebny sprzęt, obok których ustawiona była westfalka o kamiennej obudowie.
Kawałek dalej, niedaleko przeciwległej ściany umiejscowiony został stół wraz z krzesłami.
Prócz drzwi, które prowadziły na tyły ogrodu, w jadalni można było odnaleźć jeszcze parę drzwi niedaleko siebie - jedne prowadziły do łaźni, zaś drugie do toalety.
Łaźnia:
Spore pomieszczenie w całości wyłożone kamieniem. W jego centrum znajdowało się wgłębienie przypominające wbudowane w podłoże jacuzzi - pośrodku wgłębienia tkwił drewniany korek z ubitych trocin z drobnym łańcuchem (odkorkowanie wgłębienia odprowadzało wodę żeliwnymi rurami na zewnątrz).
W każdym z rogów pomieszczenia mieściły się kamienne ławy z wgłębianiami na blacie, w których spoczywały gładkie kamienie - obok na podłożu stały drewniane wiadra. Przy ścianach rozciągały się długie, drewniane ławki z oparciami.
Dookoła wgłębienia stały różnego rodzaju mydła, olejki oraz inne takie duperele.
Toaleta:
Wysoka, ceramiczna misa, przytwierdzona do podłoża pełniła rolę toalety. Drewniana, oszlifowana nakładka na wzór deski klozetowej z zawiasami, które pozwalało zamknąć misę.
Wewnątrz misy znajdowało się wgłębienie średniej wielkości, od której odchodziły żeliwne rynny, które odprowadzały wodę do kanalizacji.
Obok prowizorycznej toalety na haku średniej wielkości wisiało wiadro wypełnione wodą, które pełniło rolę spłuczki.
Biała komódka z porcelanową misą nieopodal mieściła nad sobą oprawione srebrną ramą lustro. Kilka komód obok o śnieżnym odcieniu mieściło w sobie mydła, ręczniki, olejki eteryczne, perfumy, barwniki i inne duperelki. Pomieszczenie było jasne i pedantycznie czyste, a w powietrzu unosił się delikatny aromat wanilii i cynamonu.
Salon:
Duże, przytulne pomieszczenie wprowadzało do domu niemalże magiczny klimat. Karmazynowe ściany przyozdobione były obrazami. Na samym końcu pokoju ściany oblegały wysokie, ciemne regały zapełnione książkami. Tuż przy nich stał antyczny fotel o skórzanej tapicerce, zaś obok niego (w kącie między regałami) z cedrowych desek podłoża wyrastało drzewo, którego gałęzie rozkładały się aż po sufit. Z drzewa zwisały krótkie sznury z węzłami, małe drabinki i inne akcesoria, które wyglądały jak plac zabaw dla gryzonia.
W centrum salonu stała kanapa, obok której umiejscowione zostały dwa fotele (za jednym z nich można było dojrzeć dwa żeliwne statywy - jeden na nuty, zaś drugi na skrzypce, które spokojnie oczekiwały na powrót właściciela). Meble zwrócone były w kierunku kamiennego kominka, a przed nimi stała szklana ława - zaś za nimi, kawałek dalej rozpoczynały się schody na piętro oraz drzwi do piwnicy, które zawsze pozostawały zamknięte na klucz.
Piętro:
Korytarz rozpoczynający się antresolą, mieścił na szarawych ścianach dwie pary drzwi.
Pokój Emrysa:
Duża sypialnia w kolorze lawendowym z antracytowymi akcentami. Zasłony w kolorze przygaszonego srebra przysłaniały okna oraz drzwi prowadzące na niewielki balkon z widokiem na tylną część ogrodu. Biurko, kilka komód, oraz szafa o metalicznym odcieniu.
Duże łoże o pościeli w kolorze srebra, po obu stronach szafeczki nocne.
Na środku pomieszczenia stały żeliwne statywy - jeden na skrzypce, zaś drugi na nuty.
W pokoju panował idealny porządek, zdawałoby się jakoby każda figurka, książka czy inny drobiazg miał określone miejsce i ustawienie. Na parapecie stało kilka kwiatów.
Pokój beat:
<opis się pojawi>
Pokój stolarsko-wszendobylski :
Pokój w którym można było znaleźć wszystko, od tkanin po drewno, kończąc na stali. Duży kredens mieścił w sobie wiele skarbów, a każdy z nich miał swoje określone miejsce czy szafkę.
W pokoju, jak i w reszcie domu, panował porządek. Duży stół na środku pokoju mieścił na sobie przyrządy stolarskie. Przy jednej ze ścian stało biurko, na którym stała oliwna lampa. Węgiel, ołówki, pióra, papier - każde z tych rzeczy miało własną szufladę czy przegrodę.
Maszyna do przędzenia, piła itd.
Pokój teningowy:
Pomieszczenie w kolorze szmaragdu, szafki w których można było odnaleźć broń, naboje, strzały i tym podobne. Pokój widocznie dzielił się na dwie części : W jednej były drewniane słupki, które pod wpływem siły, wprawione w ruch się obracały. Na ziemi leżał materac, zaś do ściany nad nim były przytwierdzone drabinki. Nieopodal z sufitu zwisały łańcuchy zakończone drewnianymi kółkami. Podwieszony worek treningowy. Stojak na broń białą, ochraniacze i mata, na której najprawdopodobniej odbywały się wszelkiego rodzaju sparingi.
Druga część pokoju przeznaczona była do strzelania. Ściany wyłożone grubą warstwą waty do której przytwierdzona została drewniana ścianka od której odchodziły linki.
Mechanizm na korbkę miał początek na drewnianych stołach na przeciwko. Dwie linki, na których umiejscowiona została żeliwna podstawka, do której wsuwało sie papierowe tarczę - obracając korbkę na stole w określonym kierunku, podstawka przesuwała się do drewnianej ścianki na końcu pokoju bądź wracała. Podstawki były dwie, jak i stanowiska.
Przedpokój zakończony był schodami, które prowadziły na rzekomy strych, który był niczym innym jak pokojem Drozda.
Pokój Drozda:
Duże pomieszczenie na bazie prostokąta, gdzie niemal od samej podłogi ściany zbiegają się ku szczytowej belce, poprzeczne odchodzą na tyle wysoko, by nie trzeba było pochylać głowy. Niemalowane drewno wypełnia powietrze przyjemnym zapachem. Naprzeciwko wejścia widzimy biurko pod samym oknem z obu stron opatulone ściętymi skośnie szafkami o wielu półkach i szufladach. Karmazynowa stora pozostaje upięta przy krańcach okiennic. Proste, pozbawione podłokietników krzesło. Przy lewej ścianie stoi regał zawalony przez książki, luźne papiery i parę innych rzeczy przypadkowo znalezionych. Dalej jest szafa, a w rogu po lewej od drzwi mały okrągły stolik i fotel, gdzie zwykle znaleźć można butelkę z kieliszkiem. Po prawej, w połowie długości ściany mieści się pojedyncze łóżko, po jego lewej (bliższej wejścia) stronie mała szafka nocna, po prawej żeliwny stojak na broń. Po drugiej stronie od wejścia, tuż za drzwiami wisiała na ścianie deska, a obok, nieco niżej doniczka z paprotką.
Piwnica:
Zamknięte na klucz pomieszczenie rozpoczynało się schodami, które nieco skrzypiały. Duże pomieszczenie o wysoko ustawionym suficie mroziło krew w żyłach. W jego centrum umiejscowiony został dwumetrowy pień, do którego przytwierdzone zostały cztery, żeliwne haki, na które jeden z mieszkańców nabijał swoje ofiary.
Pod jedną ze ścian stał żeliwny stół, obok którego na stoliku z tego samego tworzywa, na tacy spoczywały narzędzia chirurgiczne.
Żeliwne szafki nieopodal mieściły na sobie znacznie więcej narzędzi, poczynając od skalpeli, poprzez noże, a kończąc na siekierach, młotkach i toporach itd.
Przy jednej ze ścian mieściły się drzwi do lodowni, w której domownicy przechowywali mięso, napoje, krew i inne takie.
Tyły ogrodu:
Ogród za domem diametralnie różnił się od tego, który ścielił się przed budynkiem. Szmaragdowa trawa, przyozdobiona kwiatami różnej maści, raczyły nozdrza i oko. W centrum ogrodu umiejscowiona była wysepka, na której spokojnie spoczywało drzewo magnolii. Wysepka oddzielona była fosą, którą po brzegi wypełniała woda - dostanie się na nią umożliwiał drewniany mostek.
Wśród roślinności dominowały wszelkiego rodzaju lilie, jaskry oraz hortensja, której kwiecie było tak gęste, że przypominały barwne chmury. Krzewy białych róż dopełniały pastelowe barwy pozostałych kwiatów.
W ogrodzie dało się odnaleźć również drzewa - wiśnie, mangolie, jabłoń i grusza, a nawet jedna czy dwie śliwy.
W najdalszej części ogrodu można było spotkać krzewy borówki, porzeczki, czy malin, które idealnie komponowały się z resztą ogrodu. Grządki z warzywami oraz drzewo kakaowca, czy orzechu.
Gdzieniegdzie między krzewami swe liście dumnie wyciągał aloes.
Niemalże w kącie stała altanka, którą w całości zarastała winorośl. Wewnątrz mogliśmy odnaleźć zdobiony drewniany stół oraz dwie ławki.
Pod jednym z drzew wiśni stał ul.
Do jednej z masywniejszych gałęzi płaczącej wierzby, która znalazła swoje miejsce niedaleko altanki, doczepiona była lina, jej drugi koniec przywiązany był do opony - prowizoryczną huśtawkę zewsząd okrywały wiotkie gałązki.
Ogród tętnił życiem, lecz mimo bogactwa barw, zachowywał idealną harmonię i porządek - jak gdyby każdy kwiat czy nawet gałąź rosła według planu.
Ponadto był niezwykle zadbany, co można było stwierdzić po chociażby jakości kwiatów, które z pewnością cieszyłyby się sprzedażą w najbardziej renomowanej kwiaciarni.
(Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutom, gdyż opis domu nie został ukończony i może ulec zmianie.)
Tu i ówdzie rośnie jakieś drzewo; wszystkie to wierzby lub sosny, których pnie otaczają dookoła krzewy dzikiej róży, co wnosi do ogrodu swego rodzaju klimat. Gdzieniegdzie można napotkać kwieciste krzewy. Kamienna dróżka, nieznacznie obrośnięta mchem, prowadziła wprost na ganek wykonany z drzewa sandałowego, racząc nozdrza przyjemnym zapachem.
Dom wyglądał na stary, chociaż był w idealnym stanie. Ściany z ładnego, szarego kamienia w różnych miejscach obrośnięte są bluszczem, dach natomiast pokrywa ciemna dachówka. Masywne, dębowe drzwi z kołatką w kształcie lwiej paszczy i witrażem nieco wyżej (drugie drzwi miały swoje miejsce z tyłu domu, jednakże te nie posiadały kołatki, a niewielki witraż wielkości dłoni, w kształcie róży). Solidne okna ze zdobioną framugą.
Parter:
Wchodząc głównym wejściem w pierwszej chwili dostrzeżemy krótki przedpokój, gdzie stała szafka, a w rogu krzesło - na ścianie, nad komodą podczepione były wieszaki.
Cedrowa podłoga o brunatnym odcieniu zdawała się dominować w całym domu.
Wychodząc z przedpokoju po lewej stronie dało się dostrzec kuchnie połączoną z jadalnią, zaś po prawej wejście do salonu.
Kuchnio-jadalnia:
Komplet mebli o jednolitym odcieniu, mieszczący w sobie wszelki potrzebny sprzęt, obok których ustawiona była westfalka o kamiennej obudowie.
Kawałek dalej, niedaleko przeciwległej ściany umiejscowiony został stół wraz z krzesłami.
Prócz drzwi, które prowadziły na tyły ogrodu, w jadalni można było odnaleźć jeszcze parę drzwi niedaleko siebie - jedne prowadziły do łaźni, zaś drugie do toalety.
Łaźnia:
Spore pomieszczenie w całości wyłożone kamieniem. W jego centrum znajdowało się wgłębienie przypominające wbudowane w podłoże jacuzzi - pośrodku wgłębienia tkwił drewniany korek z ubitych trocin z drobnym łańcuchem (odkorkowanie wgłębienia odprowadzało wodę żeliwnymi rurami na zewnątrz).
W każdym z rogów pomieszczenia mieściły się kamienne ławy z wgłębianiami na blacie, w których spoczywały gładkie kamienie - obok na podłożu stały drewniane wiadra. Przy ścianach rozciągały się długie, drewniane ławki z oparciami.
Dookoła wgłębienia stały różnego rodzaju mydła, olejki oraz inne takie duperele.
Toaleta:
Wysoka, ceramiczna misa, przytwierdzona do podłoża pełniła rolę toalety. Drewniana, oszlifowana nakładka na wzór deski klozetowej z zawiasami, które pozwalało zamknąć misę.
Wewnątrz misy znajdowało się wgłębienie średniej wielkości, od której odchodziły żeliwne rynny, które odprowadzały wodę do kanalizacji.
Obok prowizorycznej toalety na haku średniej wielkości wisiało wiadro wypełnione wodą, które pełniło rolę spłuczki.
Biała komódka z porcelanową misą nieopodal mieściła nad sobą oprawione srebrną ramą lustro. Kilka komód obok o śnieżnym odcieniu mieściło w sobie mydła, ręczniki, olejki eteryczne, perfumy, barwniki i inne duperelki. Pomieszczenie było jasne i pedantycznie czyste, a w powietrzu unosił się delikatny aromat wanilii i cynamonu.
Salon:
Duże, przytulne pomieszczenie wprowadzało do domu niemalże magiczny klimat. Karmazynowe ściany przyozdobione były obrazami. Na samym końcu pokoju ściany oblegały wysokie, ciemne regały zapełnione książkami. Tuż przy nich stał antyczny fotel o skórzanej tapicerce, zaś obok niego (w kącie między regałami) z cedrowych desek podłoża wyrastało drzewo, którego gałęzie rozkładały się aż po sufit. Z drzewa zwisały krótkie sznury z węzłami, małe drabinki i inne akcesoria, które wyglądały jak plac zabaw dla gryzonia.
W centrum salonu stała kanapa, obok której umiejscowione zostały dwa fotele (za jednym z nich można było dojrzeć dwa żeliwne statywy - jeden na nuty, zaś drugi na skrzypce, które spokojnie oczekiwały na powrót właściciela). Meble zwrócone były w kierunku kamiennego kominka, a przed nimi stała szklana ława - zaś za nimi, kawałek dalej rozpoczynały się schody na piętro oraz drzwi do piwnicy, które zawsze pozostawały zamknięte na klucz.
Piętro:
Korytarz rozpoczynający się antresolą, mieścił na szarawych ścianach dwie pary drzwi.
Pokój Emrysa:
Duża sypialnia w kolorze lawendowym z antracytowymi akcentami. Zasłony w kolorze przygaszonego srebra przysłaniały okna oraz drzwi prowadzące na niewielki balkon z widokiem na tylną część ogrodu. Biurko, kilka komód, oraz szafa o metalicznym odcieniu.
Duże łoże o pościeli w kolorze srebra, po obu stronach szafeczki nocne.
Na środku pomieszczenia stały żeliwne statywy - jeden na skrzypce, zaś drugi na nuty.
W pokoju panował idealny porządek, zdawałoby się jakoby każda figurka, książka czy inny drobiazg miał określone miejsce i ustawienie. Na parapecie stało kilka kwiatów.
Pokój beat:
<opis się pojawi>
Pokój stolarsko-wszendobylski :
Pokój w którym można było znaleźć wszystko, od tkanin po drewno, kończąc na stali. Duży kredens mieścił w sobie wiele skarbów, a każdy z nich miał swoje określone miejsce czy szafkę.
W pokoju, jak i w reszcie domu, panował porządek. Duży stół na środku pokoju mieścił na sobie przyrządy stolarskie. Przy jednej ze ścian stało biurko, na którym stała oliwna lampa. Węgiel, ołówki, pióra, papier - każde z tych rzeczy miało własną szufladę czy przegrodę.
Maszyna do przędzenia, piła itd.
Pokój teningowy:
Pomieszczenie w kolorze szmaragdu, szafki w których można było odnaleźć broń, naboje, strzały i tym podobne. Pokój widocznie dzielił się na dwie części : W jednej były drewniane słupki, które pod wpływem siły, wprawione w ruch się obracały. Na ziemi leżał materac, zaś do ściany nad nim były przytwierdzone drabinki. Nieopodal z sufitu zwisały łańcuchy zakończone drewnianymi kółkami. Podwieszony worek treningowy. Stojak na broń białą, ochraniacze i mata, na której najprawdopodobniej odbywały się wszelkiego rodzaju sparingi.
Druga część pokoju przeznaczona była do strzelania. Ściany wyłożone grubą warstwą waty do której przytwierdzona została drewniana ścianka od której odchodziły linki.
Mechanizm na korbkę miał początek na drewnianych stołach na przeciwko. Dwie linki, na których umiejscowiona została żeliwna podstawka, do której wsuwało sie papierowe tarczę - obracając korbkę na stole w określonym kierunku, podstawka przesuwała się do drewnianej ścianki na końcu pokoju bądź wracała. Podstawki były dwie, jak i stanowiska.
Przedpokój zakończony był schodami, które prowadziły na rzekomy strych, który był niczym innym jak pokojem Drozda.
Pokój Drozda:
Duże pomieszczenie na bazie prostokąta, gdzie niemal od samej podłogi ściany zbiegają się ku szczytowej belce, poprzeczne odchodzą na tyle wysoko, by nie trzeba było pochylać głowy. Niemalowane drewno wypełnia powietrze przyjemnym zapachem. Naprzeciwko wejścia widzimy biurko pod samym oknem z obu stron opatulone ściętymi skośnie szafkami o wielu półkach i szufladach. Karmazynowa stora pozostaje upięta przy krańcach okiennic. Proste, pozbawione podłokietników krzesło. Przy lewej ścianie stoi regał zawalony przez książki, luźne papiery i parę innych rzeczy przypadkowo znalezionych. Dalej jest szafa, a w rogu po lewej od drzwi mały okrągły stolik i fotel, gdzie zwykle znaleźć można butelkę z kieliszkiem. Po prawej, w połowie długości ściany mieści się pojedyncze łóżko, po jego lewej (bliższej wejścia) stronie mała szafka nocna, po prawej żeliwny stojak na broń. Po drugiej stronie od wejścia, tuż za drzwiami wisiała na ścianie deska, a obok, nieco niżej doniczka z paprotką.
Piwnica:
Zamknięte na klucz pomieszczenie rozpoczynało się schodami, które nieco skrzypiały. Duże pomieszczenie o wysoko ustawionym suficie mroziło krew w żyłach. W jego centrum umiejscowiony został dwumetrowy pień, do którego przytwierdzone zostały cztery, żeliwne haki, na które jeden z mieszkańców nabijał swoje ofiary.
Pod jedną ze ścian stał żeliwny stół, obok którego na stoliku z tego samego tworzywa, na tacy spoczywały narzędzia chirurgiczne.
Żeliwne szafki nieopodal mieściły na sobie znacznie więcej narzędzi, poczynając od skalpeli, poprzez noże, a kończąc na siekierach, młotkach i toporach itd.
Przy jednej ze ścian mieściły się drzwi do lodowni, w której domownicy przechowywali mięso, napoje, krew i inne takie.
Tyły ogrodu:
Ogród za domem diametralnie różnił się od tego, który ścielił się przed budynkiem. Szmaragdowa trawa, przyozdobiona kwiatami różnej maści, raczyły nozdrza i oko. W centrum ogrodu umiejscowiona była wysepka, na której spokojnie spoczywało drzewo magnolii. Wysepka oddzielona była fosą, którą po brzegi wypełniała woda - dostanie się na nią umożliwiał drewniany mostek.
Wśród roślinności dominowały wszelkiego rodzaju lilie, jaskry oraz hortensja, której kwiecie było tak gęste, że przypominały barwne chmury. Krzewy białych róż dopełniały pastelowe barwy pozostałych kwiatów.
W ogrodzie dało się odnaleźć również drzewa - wiśnie, mangolie, jabłoń i grusza, a nawet jedna czy dwie śliwy.
W najdalszej części ogrodu można było spotkać krzewy borówki, porzeczki, czy malin, które idealnie komponowały się z resztą ogrodu. Grządki z warzywami oraz drzewo kakaowca, czy orzechu.
Gdzieniegdzie między krzewami swe liście dumnie wyciągał aloes.
Niemalże w kącie stała altanka, którą w całości zarastała winorośl. Wewnątrz mogliśmy odnaleźć zdobiony drewniany stół oraz dwie ławki.
Pod jednym z drzew wiśni stał ul.
Do jednej z masywniejszych gałęzi płaczącej wierzby, która znalazła swoje miejsce niedaleko altanki, doczepiona była lina, jej drugi koniec przywiązany był do opony - prowizoryczną huśtawkę zewsząd okrywały wiotkie gałązki.
Ogród tętnił życiem, lecz mimo bogactwa barw, zachowywał idealną harmonię i porządek - jak gdyby każdy kwiat czy nawet gałąź rosła według planu.
Ponadto był niezwykle zadbany, co można było stwierdzić po chociażby jakości kwiatów, które z pewnością cieszyłyby się sprzedażą w najbardziej renomowanej kwiaciarni.
(Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutom, gdyż opis domu nie został ukończony i może ulec zmianie.)
Mistrz Gry- Liczba postów : 222
Join date : 24/09/2018
Re: Sthayjin 47
Cisza i spokój, właśnie skończył zgarniać jesienne liście z tyłu ogrodu. Te z przodu mu nie wadziły w żaden sposób, wręcz przeciwnie. Lubił oglądać barwne morze, jakie rozciągało się przed budynkiem.
Beznamiętny wzrok przesunął się po kuchni. Obiad był prawie gotowy, brakowało tylko tych, którzy go zjedzą.
Ptasieradio zdawał się wsiąknąć na dobre i chociaż Love podejrzewał, gdzie tym razem poniósł go wiatr, to nie zamierzał nic z tym robić. Inaczej było w przypadku Tosi. W końcu ta to uwielbia przyciągać kłopoty. Miał nadzieje, że może jednak tym razem będzie inaczej. Gdy ostatni raz przepadła, kruczowłosy wyciągał ją z podziemi.
Nieśpiesznie przeszedł do salonu. Dołożył kilka kawałków drewna do kominka, dłuższą chwilę przypatrując się tańczącym płomieniom.
Ile tu już tkwił? Przeszło dwa lata... może trochę dłużej.
Nieśpiesznie wstał, powoli przechodząc do statywu, który dzierżył na sobie skrzypce. Ściągnął instrument, chwilę mu się przypatrując.
Przez ten cały czas zdążył przeczytać wszystkie książki, jakie mieściła ich biblioteczka, niektóre po dwa razy - chyba nadszedł czas udać się do biblioteki, w końcu wątpił, że Drozd przytarga wraz ze sobą jakąś elokwentną lekturę.
Starannie ułożył skrzypce, dobywając smyczka, którym delikatnie przejechał po strunach. Ów czynności towarzyszył delikatny, czysty dźwięk instrumentu. Poprawił nieznacznie skrzypce, aby to przez moment trwać w bezruchu.
Kiedy wróci? Właściwie to nie dbał o to. Wygrywając utwór Paganini'ego "la última cuerda", spokojnie rozwodził się nad swoją egzystencją. Chociaż właściwie nie było nad czym się rozwodzić. Za nikim nie było mu tęskno, już nie. W tamtym świecie nie pozostawił nic do czego mógłby wrócić. Chociaż gdyby mógł... jeszcze raz odwiedzić grób Angel. Ostatni raz ułożyć na ciemnym marmurze kwiecie magnolii, przypominając sobie jej melodyjny śmiech.
Gdyby po raz ostatni dane mu było ujrzeć znajome lico towarzysza z dzieciństwa.
Ich niebo zostało starte na proch wiele lat temu, ale ta garstka wspomnień domowego ogniska napawało go ciepłem i spokojem.
Beznamiętny wzrok przesunął się po kuchni. Obiad był prawie gotowy, brakowało tylko tych, którzy go zjedzą.
Ptasieradio zdawał się wsiąknąć na dobre i chociaż Love podejrzewał, gdzie tym razem poniósł go wiatr, to nie zamierzał nic z tym robić. Inaczej było w przypadku Tosi. W końcu ta to uwielbia przyciągać kłopoty. Miał nadzieje, że może jednak tym razem będzie inaczej. Gdy ostatni raz przepadła, kruczowłosy wyciągał ją z podziemi.
Nieśpiesznie przeszedł do salonu. Dołożył kilka kawałków drewna do kominka, dłuższą chwilę przypatrując się tańczącym płomieniom.
Ile tu już tkwił? Przeszło dwa lata... może trochę dłużej.
Nieśpiesznie wstał, powoli przechodząc do statywu, który dzierżył na sobie skrzypce. Ściągnął instrument, chwilę mu się przypatrując.
Przez ten cały czas zdążył przeczytać wszystkie książki, jakie mieściła ich biblioteczka, niektóre po dwa razy - chyba nadszedł czas udać się do biblioteki, w końcu wątpił, że Drozd przytarga wraz ze sobą jakąś elokwentną lekturę.
Starannie ułożył skrzypce, dobywając smyczka, którym delikatnie przejechał po strunach. Ów czynności towarzyszył delikatny, czysty dźwięk instrumentu. Poprawił nieznacznie skrzypce, aby to przez moment trwać w bezruchu.
Kiedy wróci? Właściwie to nie dbał o to. Wygrywając utwór Paganini'ego "la última cuerda", spokojnie rozwodził się nad swoją egzystencją. Chociaż właściwie nie było nad czym się rozwodzić. Za nikim nie było mu tęskno, już nie. W tamtym świecie nie pozostawił nic do czego mógłby wrócić. Chociaż gdyby mógł... jeszcze raz odwiedzić grób Angel. Ostatni raz ułożyć na ciemnym marmurze kwiecie magnolii, przypominając sobie jej melodyjny śmiech.
Gdyby po raz ostatni dane mu było ujrzeć znajome lico towarzysza z dzieciństwa.
Ich niebo zostało starte na proch wiele lat temu, ale ta garstka wspomnień domowego ogniska napawało go ciepłem i spokojem.
Emrys Love- Liczba postów : 4
Join date : 10/11/2018
Re: Sthayjin 47
No więc doszła do domu, święcie przekonana, że nikogo w nim nie będzie.
Ostrożnie ominęła zasieki złożone z wielu, wieeelu potrzasków, po czym z gracją słonia doczłapała się do drzwi balkonowych, jako że do głównych nie miała klucza… I wtedy usłyszała dźwięk skrzypiec.
Właściwie, to odrobinę zmroziło jej to krew w żyłach. Ktoś tu był? Ale kto? Czy to wrócił Emrys? A co, jeśli ktoś się włamał?
Ostrożnie zerknęła przez szybkę w drzwiach.
Pusto… To chyba dobiegało z salonu.
Ostrożnie nacisnęła na klamkę od drzwi, i przekonując się, że są otwarte, wsunęła się jak najciszej do środka. Przez chwilę stała tak, nasłuchując, ale potem cicho przemieściła się w stronę wejścia do salonu, wychylając się zza framugi.
O, a więc jednak to był Emrys.
Poczuła, jak kamień momentalnie spada jej z serca, i teraz cała jej sylwetka pojawiła się w drzwiach.
-Gdzie żeś łaził, po całym mieście cię szukam.- Stwierdziła z pewnym wyrzutem, chociaż należał on raczej do tych przyjacielskich zaczepek.-Mam nadzieję, że chociaż znalazłeś tego anioła.- Powiedziała, jednocześnie podchodząc do niego i stając gdzieś naprzeciwko foteli.
-W ogóle, nie wiedziałam, że umiesz grać. Ładnie.- Skomplementowała go. Zawsze podziwiała osoby potrafiące grać na instrumentach, sama tego nie potrafiła.
Zdjęła z siebie płaszcz,i złożyła go - będzie musiała rozwiesić go przy kominku.
Właściwie to nadal chciało jej się odrobinę spać, a ciepło salonu nie pomagało w otrzeźwieniu z tego stanu.
Biedna, nie była świadoma tego, że Emrys… Cały czas tu był.
Ostrożnie ominęła zasieki złożone z wielu, wieeelu potrzasków, po czym z gracją słonia doczłapała się do drzwi balkonowych, jako że do głównych nie miała klucza… I wtedy usłyszała dźwięk skrzypiec.
Właściwie, to odrobinę zmroziło jej to krew w żyłach. Ktoś tu był? Ale kto? Czy to wrócił Emrys? A co, jeśli ktoś się włamał?
Ostrożnie zerknęła przez szybkę w drzwiach.
Pusto… To chyba dobiegało z salonu.
Ostrożnie nacisnęła na klamkę od drzwi, i przekonując się, że są otwarte, wsunęła się jak najciszej do środka. Przez chwilę stała tak, nasłuchując, ale potem cicho przemieściła się w stronę wejścia do salonu, wychylając się zza framugi.
O, a więc jednak to był Emrys.
Poczuła, jak kamień momentalnie spada jej z serca, i teraz cała jej sylwetka pojawiła się w drzwiach.
-Gdzie żeś łaził, po całym mieście cię szukam.- Stwierdziła z pewnym wyrzutem, chociaż należał on raczej do tych przyjacielskich zaczepek.-Mam nadzieję, że chociaż znalazłeś tego anioła.- Powiedziała, jednocześnie podchodząc do niego i stając gdzieś naprzeciwko foteli.
-W ogóle, nie wiedziałam, że umiesz grać. Ładnie.- Skomplementowała go. Zawsze podziwiała osoby potrafiące grać na instrumentach, sama tego nie potrafiła.
Zdjęła z siebie płaszcz,i złożyła go - będzie musiała rozwiesić go przy kominku.
Właściwie to nadal chciało jej się odrobinę spać, a ciepło salonu nie pomagało w otrzeźwieniu z tego stanu.
Biedna, nie była świadoma tego, że Emrys… Cały czas tu był.
Beatrice G.- Liczba postów : 30
Join date : 11/10/2018
Re: Sthayjin 47
Zasłuchany w wygrywanej przez siebie melodii, nieznacznie kołysał się w rytm muzyki, która była akompaniamentem jego myśli.
Dźwięk, tak cichy, aczkolwiek wcale nie pasujący do stworzonego przez siebie świata, został zepchnięty na boczny plan.
Dopiero głos Beatrice nakazał mu skierować wzrok w kierunku wejścia do salonu. Oderwał smyczek od strun, chwilę przytrzymując go w linii prostej, jakoby końcówka wskazywała na sufit.
-Tosia... - mruknął sennie, wysłuchując wszelkich pretensji. Powoli odstawił skrzypce na stojak, zaraz dołączył do nich smyczek - Byłem w domu, podcinałem gałęzie w sadzie... - oświadczył spokojnie, powoli kierując wzrok w kierunku kobiety.
Gwałtownie się schylił, łapiąc Beatrice za kolana, tym samym przerzucając ją sobie przez ramię, niczym przysłowiowy worek ziemniaków. Tak też z dziewczyną na plecach ruszył do przedpokoju.
-Jeszcze nie... - mruknął beznamiętnie, zatrzymując się spokojnie przy szafce na buty. Nieśpiesznie pozbył się obuwia z nóg zmiennokształtnej, nasuwając na nie kapciuchy, które znajdywały się na szafce.
-Mówiłem Ci coś o chodzeniu w butach... - dopiero teraz raczył wyjaśnić swoje, zdawałoby się, abstrakcyjne działania. Delikatnie odstawił zmiennokształtną na ziemię, zaraz mierzwiąc jej włosy.
-Zrobiłem obiad... idź umyć ręce
Dźwięk, tak cichy, aczkolwiek wcale nie pasujący do stworzonego przez siebie świata, został zepchnięty na boczny plan.
Dopiero głos Beatrice nakazał mu skierować wzrok w kierunku wejścia do salonu. Oderwał smyczek od strun, chwilę przytrzymując go w linii prostej, jakoby końcówka wskazywała na sufit.
-Tosia... - mruknął sennie, wysłuchując wszelkich pretensji. Powoli odstawił skrzypce na stojak, zaraz dołączył do nich smyczek - Byłem w domu, podcinałem gałęzie w sadzie... - oświadczył spokojnie, powoli kierując wzrok w kierunku kobiety.
Gwałtownie się schylił, łapiąc Beatrice za kolana, tym samym przerzucając ją sobie przez ramię, niczym przysłowiowy worek ziemniaków. Tak też z dziewczyną na plecach ruszył do przedpokoju.
-Jeszcze nie... - mruknął beznamiętnie, zatrzymując się spokojnie przy szafce na buty. Nieśpiesznie pozbył się obuwia z nóg zmiennokształtnej, nasuwając na nie kapciuchy, które znajdywały się na szafce.
-Mówiłem Ci coś o chodzeniu w butach... - dopiero teraz raczył wyjaśnić swoje, zdawałoby się, abstrakcyjne działania. Delikatnie odstawił zmiennokształtną na ziemię, zaraz mierzwiąc jej włosy.
-Zrobiłem obiad... idź umyć ręce
Emrys Love- Liczba postów : 4
Join date : 10/11/2018
Re: Sthayjin 47
...Na słowa Emrysa zmarszczyła brwi.
Ale jak to był w domu? Mogła przysiąc, że wychodził… Miał szukać tego anioła, czy coś, prawda? A może… Może tylko jej się zdawało?
Tak, musiało tak być. To musiało być wytłumaczenie, po prostu przeoczyła go w ogrodzie i się minęli.
-Hm...Może w takim razie po prostu mi się zdawałoo-ooOOHEJ, ale co ty robisz???-Jej świat dosłownie na chwilę wywrócił się do góry nogami, gdy zmiennokształtny po prostu bezceremonialnie ją podniósł. Nie spodziewała się tego, i właściwie było to na tyle nagłe, że nie wiedziała, jak zareagować - wisiała, przewieszona przez jego ramię, wiercąc się, gdy poczuła, że stanęli.
-Ej, dobra, puszczaj mnie.-Powiedziała, spodem dłoni uderzając lekko w plecy Emrysa w usiłującym zwrócić jego uwagę geście.
A potem chłopak zmienił jej buty, i ją postawił.
… Mieli tu kapcie???
-No okej, zapamiętam, ale mogłeś po prostu powiedzieć, to bym się cofnęła i weszła przodem.- Stwierdziła, patrząc na swój nowy nabytek w postaci domowych paputków. Nie mogła powiedzieć, że bycie przeniesionym przez czerwonookiego przez pół pokoju było jakieś straszne, ona po prostu też miała nogi i stwierdziła, że równie dobrze mogła przecież sama iść…
Na dźwięk słowa “obiad” jeszcze nieco się rozchmurzyła, chociaż jednocześnie poczuła ten dziwny ucisk w żołądku, sugerujący jej, że coś jest nie tak, że o czymś powinna pamiętać i… Że nadal nie potrafiła sobie przypomnieć.
Nie podobało jej się to, najpierw zdaje jej się, że Emrys gdzieś sobie poszedł, teraz znów kolejna zapomniana rzexz… Nie była pewna, co się dzieje, więc postanowiła zrzucić to na przemęczenie.
Powinna spróbować się przespać, chociaż wiedziała, że tak czy siak się nie wyśpi, szczególnie, że na vitrum brakowało leków nasennych… Od kiedy tu trafiła, generalnie o wiele mniej spała, i chociaż wcześniej nie dawało jej się to tak we znaki, to teraz właściwie stwierdziła, że jest do jakiegoś stopnia zmęczona. Szkoda tylko, że jednocześnie miała świadomość tego, że więcej niż trzy, może cztery godziny snu to marzenie ściętej głowy… Nie mogła już liczyć na to, że jeżeli nafaszeruje się lekami przed snem, to pośpi trochę dłużej, bo najzwyczajniej w świecie nie było tu leków.
Nic jednak nie powiedziała, a swoje stosunkowo ponure przemyślenia pozostawiła dla siebie. Kiwnęła lekko głową, i podreptała do najbliższego zlewu, którego lokalizację pamiętała, myjąc w nim szybko ręce, po czym wchodząc do jadalni.
Usiadła przy stole, po chwili siedzenia podpierając głowę o rękę. Była w stosunkowo bezpiecznym miejscu, czemu nie mogła się do końca zrelaksować?
Zaczęła wodzić tępo wzrokiem po meblach, jakby szukała w nich odpowiedzi na nurtujące ją pytania.
-To… Masz dalej zamiar szukać tych aniołów?-Zaczęła, może odrobinę niezręcznie, usiłując rozpocząć jakoś rozmowę. Nie czuła się dobra w kontaktach społecznych. Oj nie. Liczyła jednakże na to, że Emrys nie wyśmieje jej z powodu byle pierdoły, tak, jak to mają często w zwyczaju ludzie…
Ale jak to był w domu? Mogła przysiąc, że wychodził… Miał szukać tego anioła, czy coś, prawda? A może… Może tylko jej się zdawało?
Tak, musiało tak być. To musiało być wytłumaczenie, po prostu przeoczyła go w ogrodzie i się minęli.
-Hm...Może w takim razie po prostu mi się zdawałoo-ooOOHEJ, ale co ty robisz???-Jej świat dosłownie na chwilę wywrócił się do góry nogami, gdy zmiennokształtny po prostu bezceremonialnie ją podniósł. Nie spodziewała się tego, i właściwie było to na tyle nagłe, że nie wiedziała, jak zareagować - wisiała, przewieszona przez jego ramię, wiercąc się, gdy poczuła, że stanęli.
-Ej, dobra, puszczaj mnie.-Powiedziała, spodem dłoni uderzając lekko w plecy Emrysa w usiłującym zwrócić jego uwagę geście.
A potem chłopak zmienił jej buty, i ją postawił.
… Mieli tu kapcie???
-No okej, zapamiętam, ale mogłeś po prostu powiedzieć, to bym się cofnęła i weszła przodem.- Stwierdziła, patrząc na swój nowy nabytek w postaci domowych paputków. Nie mogła powiedzieć, że bycie przeniesionym przez czerwonookiego przez pół pokoju było jakieś straszne, ona po prostu też miała nogi i stwierdziła, że równie dobrze mogła przecież sama iść…
Na dźwięk słowa “obiad” jeszcze nieco się rozchmurzyła, chociaż jednocześnie poczuła ten dziwny ucisk w żołądku, sugerujący jej, że coś jest nie tak, że o czymś powinna pamiętać i… Że nadal nie potrafiła sobie przypomnieć.
Nie podobało jej się to, najpierw zdaje jej się, że Emrys gdzieś sobie poszedł, teraz znów kolejna zapomniana rzexz… Nie była pewna, co się dzieje, więc postanowiła zrzucić to na przemęczenie.
Powinna spróbować się przespać, chociaż wiedziała, że tak czy siak się nie wyśpi, szczególnie, że na vitrum brakowało leków nasennych… Od kiedy tu trafiła, generalnie o wiele mniej spała, i chociaż wcześniej nie dawało jej się to tak we znaki, to teraz właściwie stwierdziła, że jest do jakiegoś stopnia zmęczona. Szkoda tylko, że jednocześnie miała świadomość tego, że więcej niż trzy, może cztery godziny snu to marzenie ściętej głowy… Nie mogła już liczyć na to, że jeżeli nafaszeruje się lekami przed snem, to pośpi trochę dłużej, bo najzwyczajniej w świecie nie było tu leków.
Nic jednak nie powiedziała, a swoje stosunkowo ponure przemyślenia pozostawiła dla siebie. Kiwnęła lekko głową, i podreptała do najbliższego zlewu, którego lokalizację pamiętała, myjąc w nim szybko ręce, po czym wchodząc do jadalni.
Usiadła przy stole, po chwili siedzenia podpierając głowę o rękę. Była w stosunkowo bezpiecznym miejscu, czemu nie mogła się do końca zrelaksować?
Zaczęła wodzić tępo wzrokiem po meblach, jakby szukała w nich odpowiedzi na nurtujące ją pytania.
-To… Masz dalej zamiar szukać tych aniołów?-Zaczęła, może odrobinę niezręcznie, usiłując rozpocząć jakoś rozmowę. Nie czuła się dobra w kontaktach społecznych. Oj nie. Liczyła jednakże na to, że Emrys nie wyśmieje jej z powodu byle pierdoły, tak, jak to mają często w zwyczaju ludzie…
Beatrice G.- Liczba postów : 30
Join date : 11/10/2018
Re: Sthayjin 47
Love powoli przeszedł do kuchni, aby nałożyć zarówno jej, co i sobie jedzenia. Nieśpiesznie postawił przed Beatrice talerz, układając przy nim widelec.
Zaraz zawrócił do kuchni po kompot, który przelał do dzbanka, następnie postawił go, oraz dwie szklaneczki, na stole.
Emrys jak zwykle milczał, nie było w tym nic dziwnego, w końcu nigdy nie był szczególnie wygadany. Powoli zabrał się za jedzenie, kolejny raz przywracając w głowie trasę jaką przebył od salonu do stołu. Każdy kolejny krok, przedmiot.
Szkarłatne tęczówki na moment zawisły na sylwetce dziewczyny. Kruczowłosy milczał jeszcze dłuższą chwilę, nim zdecydował się cokolwiek odpowiedzieć.
-Muszę... - mruknął cicho, przesuwając wzrok na talerz - to coś długo milczy, jednakże nie wiem ile to jeszcze potrwa.... nie chcę by stała Ci się krzywda - stwierdził beznamiętnie, aczkolwiek to co mówił nie było mu obojętne, co Beatrice mogła wiedzieć. Emrys po prostu taki miał sposób mówienia, dopiero przebywając z nim trochę dłużej niż chwilę dało się wyłapywać poszczególne emocje, które krył, zdawałoby się, wyprany z uczuć głos.
-A tobie jak minął dzień? - zapytał w końcu. Właściwie to nie czuł potrzeby mówienia, mu cisza nie przeszkadzała. Była czymś naturalnym, czymś co praktycznie nigdy nie opuszczało kruczowłosego.
Zaraz zawrócił do kuchni po kompot, który przelał do dzbanka, następnie postawił go, oraz dwie szklaneczki, na stole.
Emrys jak zwykle milczał, nie było w tym nic dziwnego, w końcu nigdy nie był szczególnie wygadany. Powoli zabrał się za jedzenie, kolejny raz przywracając w głowie trasę jaką przebył od salonu do stołu. Każdy kolejny krok, przedmiot.
Szkarłatne tęczówki na moment zawisły na sylwetce dziewczyny. Kruczowłosy milczał jeszcze dłuższą chwilę, nim zdecydował się cokolwiek odpowiedzieć.
-Muszę... - mruknął cicho, przesuwając wzrok na talerz - to coś długo milczy, jednakże nie wiem ile to jeszcze potrwa.... nie chcę by stała Ci się krzywda - stwierdził beznamiętnie, aczkolwiek to co mówił nie było mu obojętne, co Beatrice mogła wiedzieć. Emrys po prostu taki miał sposób mówienia, dopiero przebywając z nim trochę dłużej niż chwilę dało się wyłapywać poszczególne emocje, które krył, zdawałoby się, wyprany z uczuć głos.
-A tobie jak minął dzień? - zapytał w końcu. Właściwie to nie czuł potrzeby mówienia, mu cisza nie przeszkadzała. Była czymś naturalnym, czymś co praktycznie nigdy nie opuszczało kruczowłosego.
Emrys Love- Liczba postów : 4
Join date : 10/11/2018
Re: Sthayjin 47
Przez chwilę po prostu siedziała w ciszy, czekając, aż Emrys przygotuje posiłek, gdy mężczyzna postawił przed nią jedzenie, przystąpiła do konsumpcji. Nadal coś nie dawało jej spokoju, teraz nawet bardziej, niż poprzednio, jednakże dla własnego spokoju zepchnęła tylko uczucie gdzieś w czeluści umysłu, skupiając się na chwili obecnej.
Jadła szybko, również pozostając w ciszy, i dopiero słowa czarnowłosego spowodowały, że uniosła wzrok znad talerza, wpatrując się w mężczyznę. Tak, po dłuższym okresie przebywania z Emrysem potrafiła w jego beznamiętnym głosie wyłapać troskę, i nawet ją to do pewnego stopnia urzekło… Chociaż… Nadal zastanawiała się, czy mężczyzna był dla niej miły, bo miał w tym jakiś interes, czy faktycznie uznawał ją za dobrą znajomą. Beatrice miała nadzieję, że druga z dwóch opcji była tą prawdziwą, chciała w to wierzyć pomimo tego, że po tym wszystkim, co widziała na Vitrum, bezinteresowność wydawała jej się być cechą wymarłą.
-...Mogę iść z tobą.-Zaproponowała. Wolała włóczyć się z Emrysem po mieście, niż zostać sama - miała tą okrutną świadomość, że jeśli zmiennokształtnemu coś by się stało, to dziewczyna sama nie obroniłaby jego domu przed obcymi. Będąc razem z kolegą, jeśli coś mu się stanie, niebieskooka będzie chociaż wiedziała, na czym stoi…
-Od razu nie stanie mi się krzywda, jeśli przetrwałam już w podziemiach z tymi pseudogangsterami, to myślę, że z tobą też przeżyję. - Wzruszyła lekko ramionami.
Ponownie zaczęła wodzić sztućcem po talerzu, gdy Emrys postanowił spytać jej się o to, jak minął jej dzień…
...Ugh.
-...Cóż.- Zaczęła, wbijając wzrok w talerz. -Biegałam za tobą po mieście… Widać, niesłusznie… Heh.- Oparła głowę o wierzch dłoni. - W ogóle, wiesz, że jacyś goście cię szukają? Ci sami, którzy byli z tobą w podziemiach.- Umilkła na chwilę.-...Dziwna dwójka…- Mruknęła pod nosem, raczej do siebie.-Ta ciemnowłosa babka… Uh. Zastrzeliła jakiegoś faceta-kota za to, że szturchnął ją na ulicy.- Na dosłownie ułamek sekundy zrzedła jej mina, jednakże jej twarz bardzo szybko wróciła do poprzedniego, neutralnego stanu. Wzięła łyk kompotu ze szklaneczki.
Jadła szybko, również pozostając w ciszy, i dopiero słowa czarnowłosego spowodowały, że uniosła wzrok znad talerza, wpatrując się w mężczyznę. Tak, po dłuższym okresie przebywania z Emrysem potrafiła w jego beznamiętnym głosie wyłapać troskę, i nawet ją to do pewnego stopnia urzekło… Chociaż… Nadal zastanawiała się, czy mężczyzna był dla niej miły, bo miał w tym jakiś interes, czy faktycznie uznawał ją za dobrą znajomą. Beatrice miała nadzieję, że druga z dwóch opcji była tą prawdziwą, chciała w to wierzyć pomimo tego, że po tym wszystkim, co widziała na Vitrum, bezinteresowność wydawała jej się być cechą wymarłą.
-...Mogę iść z tobą.-Zaproponowała. Wolała włóczyć się z Emrysem po mieście, niż zostać sama - miała tą okrutną świadomość, że jeśli zmiennokształtnemu coś by się stało, to dziewczyna sama nie obroniłaby jego domu przed obcymi. Będąc razem z kolegą, jeśli coś mu się stanie, niebieskooka będzie chociaż wiedziała, na czym stoi…
-Od razu nie stanie mi się krzywda, jeśli przetrwałam już w podziemiach z tymi pseudogangsterami, to myślę, że z tobą też przeżyję. - Wzruszyła lekko ramionami.
Ponownie zaczęła wodzić sztućcem po talerzu, gdy Emrys postanowił spytać jej się o to, jak minął jej dzień…
...Ugh.
-...Cóż.- Zaczęła, wbijając wzrok w talerz. -Biegałam za tobą po mieście… Widać, niesłusznie… Heh.- Oparła głowę o wierzch dłoni. - W ogóle, wiesz, że jacyś goście cię szukają? Ci sami, którzy byli z tobą w podziemiach.- Umilkła na chwilę.-...Dziwna dwójka…- Mruknęła pod nosem, raczej do siebie.-Ta ciemnowłosa babka… Uh. Zastrzeliła jakiegoś faceta-kota za to, że szturchnął ją na ulicy.- Na dosłownie ułamek sekundy zrzedła jej mina, jednakże jej twarz bardzo szybko wróciła do poprzedniego, neutralnego stanu. Wzięła łyk kompotu ze szklaneczki.
Beatrice G.- Liczba postów : 30
Join date : 11/10/2018
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach